wtorek, 24 czerwca 2014

Klasyczna biała koszula

Biała koszula
Inspiracją do tego posta jest filmik, w którym Theo wokalista zespołu Hurts (kto nie słuchał niech posłucha)  wypowiedział się na temat tego dlaczego sam nosi białe koszule, czym dla niego jest biła koszula. Powiedział między innymi, że biała koszula jest z nami w najważniejszych momentach życie mi.i. kiedy bierzemy ślub i kiedy umieramy a każda koszula jest inna mimo tego że wszystkie wydają  się takie same.


Po oglądnięciu powyższego filmu doszłam do wniosku, że biała koszula tak prosta i oczywista tak naprawdę jest czymś więcej, a w zasadzie może być jeśli umie się ją nosić i jeśli zobaczy się jej potencjał. Jednocześnie stwierdzam, że jest najbardziej zapomniany element mojej garderoby co od dziś zamierzam zmienić.
Biała koszula kojarzy się z początkiem i zakończeniem roku szkolnego, maturą i egzaminami na studiach, z rozmową o pracę, z codziennym życiem w biurze, z leniwym porankiem na balkonie w koszuli partnera.
Myślę biała koszula i już oczy mi się śmieją. Nie wiem z czego to wynika. Biała koszula z jednej strony symbol niewinności, za dawnych czasów bielizna, intymna część garderoby, z drugiej atrybut niezależnej kobiety sukcesu. I może właśnie na tym polega jej moc... bo mając na sobie białą koszulę mogę być tak naprawdę kim tylko chcę.

Zastanawiam jak teraz nosić biała koszulę by było modenie. Jak miałam naście lat moimi ulubionym strojem na imprezy była biała koszula i czarny krawat, pod spodem zazwyczaj nosiłam coś w stylu czarnego gorsetu, nigdy jednak nie starczyło mi odwagi by ów gorset pokazać ale za to dzięki niemu koszula układała się fenomenalnie a ja czułam się jak królowa balu. Na szczęście żyjemy w fenomenalnych czasach  wszytko jest modne.

Dzięki Ci Coco, że wyrwałaś dla nas męskie koszule !!!

Po powyższych słowach mam ochotę na sukienko - koszulę taką jak miała Rachel Mcadams w filmie "O północy w Paryżu" podczas zwiedzania Wersalu .....

Sezon na truskawki i sposoby na jakiego wydłużenie

Truskawki
według różnych źródeł przyjmuje się że 100 g truskawek to 37 kcal, a 100 g to prawie tyle co szklanka.  Zatem kilogram truskawek to mniej niż 400 kcal.

Moje ukochane truskawki, jak każdy z was wie są dobre wtedy kiedy są świeże, prosto z polo, wtedy są soczyste, pełne smaku i w mojej ocenie słońca. Jednak czas,  w  którym są one dostępne jest dość krótki, w zależności od roku trwa od od trzech do pięciu tygodni. Mnie to nie pasuje dlatego szukam sposobów na wydłużenie sezonu, w którym będę mogła się cieszyć smakiem truskawek.


Oczywiście są truskawki mrożone jednak ich zasadniczą wadą jest cena. Za woreczek 700 g musimy zapłacić od 6 do nawet 9 zł.

Tym czasem w tym roku za truskawki na moim ulubionym placu płacę od 2,5 do 4 zł za kilogram. Cena jak marzenie. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak chwycić za koszyk i zabrać się za przetwarzanie. W tym roku mam dwie metody na zatrzymanie smaku na dłużej:

I. umyte i o szypułkowane truskawki miksuję i mrożę w różnej wielkości opakowaniach po jogurcie czy po śmietanie. Tak przygotowany mus jest idealny do deserów, może stanowić idealny dodatek do musli.  Zimą po treningu czesto mam ochotę na coś owocowego typu sheak, w takich chwilach idealnie sprawdza się mus truskawkowy do tego jogurt i już mam cudowny zdrowy koktajl, który w 100 % spełnia moją zachciankę.


II.  umyte i o szypułkowane truskawki układam na suszarce do owoców i warzyw, po kilku godzinach dotrzymuję idealnie wysuszone owoce, bez dodatku cukru. Ja dodaje je do musli, do wody by nadać jej aromatu i oczywiście do herbaty.


Truskawkowe szaleństwo? Tak, bo ciężko jest się mu oprzeć.

niedziela, 22 czerwca 2014

Plan treningowy na najbliższy tydzień

Czas ustalić plan treningowy na najbliższy tydzień. Jeszcze jestem trochę przeziębiona więc zamierzam rozkręcać się powoli. Zamierzam w prowadzić trzy aktywności dziennie, z czego jedna będzie miała charakter trochę inny niż fitness. 

Stałym elementem treningu w najbliższym tygodniu będzie trening poranny, w tym tygodniu pierwsza aktywność będzie składać się z dwóch części. 
Pierwsza część  i druga część  - czyli wstaję godzinę wcześniej.  Dopuszczam również zamiast powyższych treningów siłownię ale ćwiczeń w domu nie odpuszczam tylko przesuwam na wieczór.  
Druga aktywność to będzie rower, rolki, spacer do pracy lub z pracy, konkretne energiczne sprzątanie. Na mnie czeka piwnica może jak bym poświęciła jej trzy godziny tygodniowo to do końca lipca bym się nią uporała.  
Trzecia aktywność stanowić będzie albo trening poranny, który został zastąpiony siłownią albo basen, siłownia, fitness lub ze szczególnym wskazaniem pilatess lub ćwiczenia na kręgosłup, który mi ostatnio potwornie dokucza.  
To taki jest plan.  Na bieżąco postaram się pisać jak mi idzie.  

sobota, 21 czerwca 2014

Pamiętnik świadomego odżywiania (dzień 9 - 14)

Zwykłe przeziębienie okazało się grypom.  Więc leże i choruję i w zasadzie nie wiele jem. Dzień zaczynam od płatków kukurydzianych z mlekiem. Jest to moja ulubiona potrawa z dzieciństwa i zawsze po nią sięgam jak grzej się czuję. Liczę na to, że kryje się w nim jakaś tajemna moc która sprawi, że będę się lepiej poczuję.
I tak leżę i choruję.
Zobaczymy co będzie jutro - będzie niedziela - postaram się trochę pozbierać a w poniedziałek do pracy i nauki.

Pamiętnik świadomego odżywiania (dzień 8)

I lecimy dalej.
Na śniadanie dwa jajka na twardo, piękny soczysty pomidor, kromka "prawdziwego chleba".

Drugie śniadanie jogurt, z musli, morelami (3 sztuki) do tego nie wielki banan.

Obiad: bób + truskawki.
Niestety szaleństwo poprzednich dni nie objawiają się tylko zaniedbaniem diety ale również przeziębieniem. Dopiero się zaczyna, zobaczymy co z tego będzie. Ze względów leczniczych herbata z sokiem malinowym.

niedziela, 15 czerwca 2014

Pamiętnik świadomego odżywiania - wygrał fast food (dni od 4 do 7)

Mogła by zacząć ten post od słów: oj strasznie dużo się działo dlatego dietetycznie poległam. W sumie może była i by to prawda ale takie jest życie, że cały czas coś się dzieje i nas zaskakuje. A ja mam po-prostu jeden problem jestem nie zorganizowana :) a przez to wszytko się sypie. Jakoś udaje mi się jeszcze wszytko trzymać w kupie ale ledwo co i coraz więcej rzeczy zaczyna uciekać i w coraz większej ilości spraw zawodzę i samą siebie i innych. A najgorzej gdy człowiek jest rozczarowany samym sobą.

Teraz kilka słów o porzuceniu zdrowego odżywania (w zasadzie nie zdrowego ale powiedzmy zdrowszego, bardziej świadomego). W dniu 4 i 5 miałam prawdziwy młyn w pracy. Tak naprawdę to nic nowego ale nie przygotowałam się, nie miałam zaplanowane co zjem, nie wzięłam też obiadu z domu. W rezultacie zamówiłam obiad tam gdzie wszyscy: zupę grzybową, kotlet z kurczaka, frytki i dwie surówki a powinnam była pomyśleć o czymś innym o czymś bardziej dla mnie. Do tego doszły przekąski, a na sam koniec pizza bo jak się jest dwanaście godzin w biurze to już nie ma innych pomysłów.

Dzień 6 i 7. Wyjazd na Orange Festiwal... czy muszę jeszcze coś więcej dopisywać. Krótko mówiąc fast food + bąbelki. Nic zdrowego.

Teraz kiedy dobiega koniec dnia 7 i za ok 15 dni chcę zacząć 1500 kcal boje się, że to jest nie osiągalne. Jednak odpycham tę myśl od siebie i odtruwam się teraz arbuzem.  Jutro zapowiada się trudny dzień jednak postaram się zaplanować sobie posiłki jeszcze tak by nie dać się łatwo zaskoczyć.  I od jutra postaram się pić dwa litry wody. Nie spożywam dużej ilości płynów chyba, że jest to kawa :)

Chodzą mi po głowie słodki ziemniak i jarmuż.

środa, 11 czerwca 2014

Pamiętnik świadomego odżywiania (3 dzień)

59 dni do odsłaniania ciała
Na razie skupiam się na odmawianiu sobie.  Niejedzeniu słodyczy, ciastek, czekolady itp.
Śniadanie: kanapka z białym serem i pomidorem do tego kawa latte (na jedną dziennie sobie pozwalam)
II Śniadanie: dwie małe kanapki z twarożkiem + kawa - coś jestem senna dziś
Lunch: truskawki z łyżką kwaśniej śmietany i słodzikiem

Przez cały dzień starałam się popijać wodę z miętą.

Obiad: gotowane pulpeciki z indyka z koperkiem i marchewką do tego pół woreczka kaszy gryczanej, mała miseczka bobu.
Podwieczorek: kilka plasterków białego sera - kupiłam dziś rano na placu w Serowarnia Magdalenka kawałek białego sera  - PYCHA o to chodziło prawdziwy smak
Kolacja: no truskawki

W ciągu dnia wypiłam jedną fantę i za chwilę pewnie jeszcze wypiję jedną kawę.
W tej chwili moja dieta nie jest jeszcze taka jak bym chciała, docelowo chcę dostarczać 1500 - 1700 kcal. Ostatecznie pewnie wprowadzę ją od lipca ale w tej chwili się przygotowuję się, powiedzmy taka rozgrzewka.

Pamiętnik świadomego odżywiania (dzień 2)

Dobra lecimy, dzień drugi, czyli 60 dni do kostiumu.
Na początek oczywiście zapałam więc siłownia rano odpadła. Potem oddałam się na chwilę słodkiemu lenistwu a teraz do roboty.
Dziś mam sporo do zrobienia. Będę pracować w domu. Ponad to muszę uporządkować przestrzeń w której żyje. zaczynam mieć wrażenie, że chaos mnie pochłania i już nad nim nie panuje a staję się jego częścią.

Śniadanie: Cafe latte - bo jak żyć bez kawy :),  koktajl truskawkowy z łyżka słodzika i łyżką kefiru, pół bułki niestety białej z żółtym serem.

II Śniadanie: herbata z melisy i sałatka z kalarepy, cukinii i pomidora

A i nie ma co się oszukiwać po drodze na pewno będą truskawki.
Obiad: płatki z mlekiem i kanapka z przecierem pomidorowym

Truskawki, truskawki, truskawki

Na kolacje puszka groszku konserwowego.

Mało zdrowy dzień ale nie najgorzej. Tylko strasznie mało pije.

Plan na najbliższe 60 dni a tak naprawdę na 108

We wczorajszym wpisie na temat diety wspomniałam, że za 61 dni zamierzam biegać w kostiumie na plaży i dlatego piorę się za siebie. Nie jest to jedyny powód dla którego postanowiłam coś zrobić ze swoim życiem i ciałem, ciałem i głową a tak po porostu z samą sobą.
Za sześćdziesiąt jeden dni a od dziś za sześćdziesiąt dni wybieram się ze znajomymi najpierw na Węgry a potem nad nasze cudowne morze. W zasadzie niby moi znajomi mnie akceptują taką jaka jestem ale ja czuje się nie komfortowo gdy jako ostania idę na szlaku, gdy nie mogę wejść w ładną sukienkę i zostają mi tylko namioty i tak dalej i dalej. I źle się czuje kiedy razem coś jemy a mnie się wydaje, że wszyscy pewnie myślą, że nie powinnam już nic jeść przez najbliższy rok.
Poza tym  moja tusza to świetna wymówka do nie wychodzenia z domu, do nie umawiania się z chłopakami, do nie ułożenia sobie życia  i tak dalej no bo przecież jestem gruba.
KONIEC Z TYM
Od teraz będę zorganizowana i ogarnę siebie i swoje życie. Mam 28 lat i około 90 kg, które jakoś muszą unieść moje kości. Mam też całkiem fajne życie, które mogło by się stać jeszcze fajniejsze i bogatsze gdybym to ja dała mu coś od siebie.
Zatem od dziś akcja 60 dni do dobrego samopoczucia w kostiumie w groszki i 108 dni do egzaminu, od którego powodzenia zależy to co będę robić przez najbliższy rok a może przez najbliższe trzy lata.
To co do dzieła.  Rany mam nadzieje że dam radę.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Pamiętnik świadomego odżywiania (dzień 1)

W zeszłym tygodniu sobie strasznie pozwoliłam i jadłam wszystko. W zasadzie to przez ostatnie dwa tygodnie. Dlatego jeśli chodzi o wagę i samopoczucie stoję nad przepaścią.
A za 61 dni zamierzam paradować w kostiumie kąpielowym więc najwyższy czas się ogarnąć. Należę do osób uzależnionych od porannego ważenia a ponieważ waga jest teraz straszna myślę że dobrze by było zrobić kilka dnia przerwy - następne warzenie za tydzień. 
I tak dziś:
Śniadanie : koktajl z truskawek z kefirem (do tego odrobina słodziku - wiem że nie zdrowy ale na początku potrzebuje wsparcia, za jakiś czas go odstawię) 
II Śniadanie: kanapki z bułki typu gracham z szynka, pomidorem i ogórkami bez masła.
Mój mały grzech ale w te upały nie umiem się oprzeć - mocno schłodzona Mirinda - uwielbiam - 156 kcal. Szukałam odpowiedników w wersji light ale są nie dostępne w regularnej sprzedaży, można znaleźć coś w internecie, jednak nie poczułam się przekonana.
Lunch :) arbuz - pycha 
na obiad chłodnik z ogórków i warzywa przygotowane na parze. 
Same pyszności. 
A i będą jeszcze truskawki :) 

Nie wiem jak będę dziś ćwiczyć. Na pewno się porozciągam. A jutro rano siłowania. 

W zasadzie czuje się strasznie zmęczona a mam wrażenie, że mało co dziś zrobiłam dlatego wracam do pracy. 

W moim życiu nadal panuje straszny bałagan ale nie paliłam dziś co w zasadzie nie ma się czym chwalić pewnie jak bym spotkała któregoś ze znajomych do bym uległa. 

środa, 12 marca 2014

Praca i atmosfera w niej

Pracuje w dwóch miejscach, te dwa miejsca są do siebie dość podobne a tak naprawdę zupełnie różne. Zwłaszcza jeśli chodzi o atmosferę jaka w nich panuje, a może tak mi się tylko wydaje? I tak się zastanawiam na ile ważna jest atmosfera w pracy? Jaki mamy na nią wpływ? Czy każde miejsce pracy jest inne czy to tylko złudzenie?
W dużym biurze, w którym jestem średnio dwa razy w tygodniu panuje atmosfera… . Jak by to opisać jest to taki koktajl w którym jest wszystko od serdeczności, przez koleżeńskość po złośliwość i nie do opisania stres a to wszystko posypane jest nutą zazdrości. Prawa jest taka że za każdym razem jak musze tam iść zastanawiam się czy naprawdę muszę i czy to doświadczenie zawodowe jakie tam zdobywam naprawdę jest takie bezcenne? Jeszcze niedawni powiedziała bym że nie, że odchodzę za miesiąc góra za dwa a ostatnio ogarnęła mnie myśl, że może w cale nie jest tak źle, a dokładniej że w innych miejscach wcale nie jest lepiej może nawet jest gorzej bo atmosferę budują ludzie  a nie ma ludzi idealnych a już na pewno rzadko spotyka się ich w pracy  zwłaszcza gdy zespół współpracowników jest duży.
Druga strona medalu małe biuro, zaledwie cztery osoby, same kobiety i dwie, które absolutnie nie mogą się z sobą dogadać (w mojej ocenie już się nie dogadają) i nie chodzi o pracę ale o czynności towarzyszące jak porządek w biurze, czy permanentnie znikające długopisy.  Taki mały terror, który pojawia się i znika ale jak się pojawi ma ogromną siłę rażenia.
I tak w zasadzie jaka jest atmosfera w tych miejscach, na pozór zupełnie inna a w rzeczywistości… może  ja czasem odczuwam bodźce mocniej a czasem słabiej. Czy to oznacza, że w życiu zawodowym należy zbudować w koło siebie mur, no może nie mur ale choć piorunochron? Wówczas przestajemy brać udział w wewnętrznych rozgrywkach i robimy swoje. Mówią jednak, że nie samą pracą człowiek żyje bo co zrobić gdy spędza się w niej więcej niż 8 godzin?
A życie to sztuka wyboru, zatem co wybrać? Czy kierować się atmosferą która jest tak zmienna i na którą może mam wpływ?

M.  

wtorek, 4 marca 2014

Placki z cukinii



Choć nie sezon na cukinie to czasem nie mogę się powstrzymać i ………………… robię placki. Robi się je szybko i łatwo. Ja osobiście uwielbiam je solo ale można je podawać w różnych kombinacje ale o tym później. 

Składniki:
3-4 cukinie
2 cebulki szalotki
2 jajka
sól, pieprz

1.        Cukinie dokładnie myjemy i ścieramy na dużym oczku. Po starciu warto ją odstawić na 10 minut by puściła sok – a jak sok to trzeba odcisnąć – ale nie sucha
2.       Następnie siekamy szalotkę i dodajemy do cukinii (to na jakie kawałki posiekamy szalotkę zależy od naszych prewencji, zawsze również możemy zwiększyć jej ilość)
3.       Jajka – jak mi się spieszy dodaję je do cukinii jak leci, mieszam i ciasto mam gotowe. Jednak gdy chcę uzyskać bardziej puszyste placuszki ubijam osobo białka a następnie delikatnie mieszam je żółtkami i cukinią.
4.       Do tak przygotowanego „cista” dodaje sól i pieprz.
5.       Placuszki smażę na oleju rzepakowym – poziom wymarzenia zależy od indywidualnych preferencji.
Wspomniał wcześniej o tym że placki z cukinii mogą być podawane solo lub w różnych kombinacjach. Jeśli solo to ja proponuje z kwaśną śmietaną, pomidorem lub tazacykami. Jeśli w kombinacji to z jakiem w koszulce, pieczonym łosiem, ziarnami ugotowanego bobu lub po prostu z kiełkami.
Smacznego
P.S.
Do cista można dodać starty żółty ser lub kawałki sera pleśniowego  - po prostu pycha.