Mogła by zacząć ten post od słów: oj strasznie dużo się działo dlatego dietetycznie poległam. W sumie może była i by to prawda ale takie jest życie, że cały czas coś się dzieje i nas zaskakuje. A ja mam po-prostu jeden problem jestem nie zorganizowana :) a przez to wszytko się sypie. Jakoś udaje mi się jeszcze wszytko trzymać w kupie ale ledwo co i coraz więcej rzeczy zaczyna uciekać i w coraz większej ilości spraw zawodzę i samą siebie i innych. A najgorzej gdy człowiek jest rozczarowany samym sobą.
Teraz kilka słów o porzuceniu zdrowego odżywania (w zasadzie nie zdrowego ale powiedzmy zdrowszego, bardziej świadomego). W dniu 4 i 5 miałam prawdziwy młyn w pracy. Tak naprawdę to nic nowego ale nie przygotowałam się, nie miałam zaplanowane co zjem, nie wzięłam też obiadu z domu. W rezultacie zamówiłam obiad tam gdzie wszyscy: zupę grzybową, kotlet z kurczaka, frytki i dwie surówki a powinnam była pomyśleć o czymś innym o czymś bardziej dla mnie. Do tego doszły przekąski, a na sam koniec pizza bo jak się jest dwanaście godzin w biurze to już nie ma innych pomysłów.
Dzień 6 i 7. Wyjazd na Orange Festiwal... czy muszę jeszcze coś więcej dopisywać. Krótko mówiąc fast food + bąbelki. Nic zdrowego.
Teraz kiedy dobiega koniec dnia 7 i za ok 15 dni chcę zacząć 1500 kcal boje się, że to jest nie osiągalne. Jednak odpycham tę myśl od siebie i odtruwam się teraz arbuzem. Jutro zapowiada się trudny dzień jednak postaram się zaplanować sobie posiłki jeszcze tak by nie dać się łatwo zaskoczyć. I od jutra postaram się pić dwa litry wody. Nie spożywam dużej ilości płynów chyba, że jest to kawa :)
Chodzą mi po głowie słodki ziemniak i jarmuż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz