We wczorajszym wpisie na temat diety wspomniałam, że za 61 dni zamierzam biegać w kostiumie na plaży i dlatego piorę się za siebie. Nie jest to jedyny powód dla którego postanowiłam coś zrobić ze swoim życiem i ciałem, ciałem i głową a tak po porostu z samą sobą.
Za sześćdziesiąt jeden dni a od dziś za sześćdziesiąt dni wybieram się ze znajomymi najpierw na Węgry a potem nad nasze cudowne morze. W zasadzie niby moi znajomi mnie akceptują taką jaka jestem ale ja czuje się nie komfortowo gdy jako ostania idę na szlaku, gdy nie mogę wejść w ładną sukienkę i zostają mi tylko namioty i tak dalej i dalej. I źle się czuje kiedy razem coś jemy a mnie się wydaje, że wszyscy pewnie myślą, że nie powinnam już nic jeść przez najbliższy rok.
Poza tym moja tusza to świetna wymówka do nie wychodzenia z domu, do nie umawiania się z chłopakami, do nie ułożenia sobie życia i tak dalej no bo przecież jestem gruba.
KONIEC Z TYM
Od teraz będę zorganizowana i ogarnę siebie i swoje życie. Mam 28 lat i około 90 kg, które jakoś muszą unieść moje kości. Mam też całkiem fajne życie, które mogło by się stać jeszcze fajniejsze i bogatsze gdybym to ja dała mu coś od siebie.
Zatem od dziś akcja 60 dni do dobrego samopoczucia w kostiumie w groszki i 108 dni do egzaminu, od którego powodzenia zależy to co będę robić przez najbliższy rok a może przez najbliższe trzy lata.
To co do dzieła. Rany mam nadzieje że dam radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz