środa, 28 listopada 2012

Bieg do celu – etap drugi


Dziś mój program treningowy J zupełnie inaczej niż sobie planowałam. 
W pierwszej kolejności wskoczyłam na rolki i tam 16 km, dziś o wiele lepiej mi się „jechało” niż ostatnio. Potem wskoczyłam na bieżnię i tam miałam plan spełnić godzinkę podczas, której zamierzałam zdobyć 6 km a co najmniej 5 km ale po 30 minutach bieżnia się wyłączyła. Wybiło mnie to na tyle z rytmu, że poprzestałam na 3 km. I tym sposobem zdobyłam dziś 19 km
zatem do celu pozostało mi 1308 km.

Podczas dzisiejszego wysiłku zauważyłam tylko, że moje buty sprawdzają się na bieżni, ale podczas innych ćwiczeń są niewygodne, nawet sprawiają mi ból. 

poniedziałek, 26 listopada 2012

Dziś rozpoczęłam bieg do celu :)


Na początek udało mi się zdobyć 20 km na narzędziu które ja nazywam rolkami, nie wiem jaka jest jego profesjonalna nazwa, jak tylko ją znajdę to napisze. Następnie na bieżni walczyłam przez pół godzinny. 
I przyznam, że nie przypuszczałam, że powrót do biegania będzie taki trudny. Udało mi się dziś wymęczyć 3 km przyzwoicie choć myślałam że wytrzymam 5km. 

Na razie będę trzymać tępo 1 km na 10 minut. Niech powoli kondycja się wyrabia.
Dzięki mojemu dzisiejszemu wysiłkowi zdobyłam dziś 23 km 

i tym samym do celu zostało mi 1327 km.


Już wiem na to urządzenie, na rolki będę wskakiwać za każdym razem jak mi zabraknie motywacji bo na nim łatwiej zdobywa się kilometry niż na bieżni. ( jeśli sugerować się licznikiem kalorii zmieszczonym na urządzeniu to na rolkach o wiele więcej się spala ja dziś na wskaźniku zobaczyłam 600 kcal)

Zgodnie z obliczeniami, które podsuną mi Internet mój bieg zajmie mi ok. 250 godzin według moich obliczeń będzie to dużo dużo więcej no zobaczymy.  
Jutro kolejny odcinek trasy. 
fot. Ponte Vecchio we Florencji, maraton w listopadzie 2010 r.  

niedziela, 25 listopada 2012

BIEG DO CELU – Kraków – Florencja – 1350 km


Jutro podejmuję wyzwanie, wyzwanie biegu do Florencji dokładniej na Piazza della Signoria. Według różnych wyliczeń odległość pomiędzy Krakowem a Florencją jest 1300 – 1400 km,
w zależności od przyjętej trasy. Ja przyjmuje, że ilość kilometrów jaką muszą pokonać to 1350 km
Tak by było powiedzmy sprawiedliwie.

Kilometry będę zdobywać podczas ćwiczeń na siłowni głównie na bieżni, 
dopuszczam również inne aeroby.

Motywacje do ćwiczeń mam dość słabą i właśnie ten bieg, cel ma mi posłużyć jako motywacja. 
Jako cel wybrałam Florencję, miasto, które kocham i do którego chętnie wracam i o którym będę mogła wam coś powiedzieć.
Skutek uboczny? Jest nawet przewidywany, nim jest utrata wagi i zdobycie ładnej sylwetki.

Już wcześniej na blogu pisałam o moim biegu do Istambułu, tamtego celu nie udało mi się osiągnąć. Tym razem mam wrażenie, że jestem bardziej zmotywowana, a przede wszystkim jestem bardziej świadoma wyzwania no i w szafie mam za dużo rzeczy,które tylko wiszą na wieszakach bo ja niestety...........................
nosić ich nie mogę.

Karta pacjenta:   
mam 26 lat, mój wskaźnik BMI to 30,46 zatem jestem na granicy otyłości ( o czym oczywiście nikt nie wie ja sama też udaje, że nie wiem), zatem do prawidłowej wagi brakuje mi dość dużo według różnych kalkulatorów, a według mojego oka do prawidłowej wagi brakuje mi minus 15/17 kg. Ale sam wymiar wagi nie jest ważny. Istotne jest samopoczucie, a na samopoczucie jak każdy z nas wie składa się mnóstwo czynników.

Podsumowując: Jutro zaczynam bieg do celu, cel to Florencja, 
do przebycia 1350 km :) 

sobota, 24 listopada 2012

RECENZJA Pobudzający podkład recenzja Rimmel London WAKE ME UP foundation


Metryka: produkt kupiłam wiosną tego roku tj. 2012 jeśli dobrze pamiętam to gdzieś w maju kiedy to skóra na buzi rozpoczęła wiosenne wariacje i czego bym nie użyła to było źle. Wybrałam odcień najjaśniejszy 100 IVORY.

Według producenta podkład ma pobudzać cerę i sprawić, że będzie promieniała blaskiem, ma nadawać skórze nieskazitelny wygląd, eliminować oznaki zmęczenia. Zawiera peptydy i nawilżający Kompleks Witaminowy. A jak jest naprawdę ………

Naprawdę jest całkiem dobrze. Produkt ma dość gęstą konsystencje co zaskakuje gdyż bardzo lekko się go aplikuje i nie daje uczuci obciążenia. Zawiera SPF 15 oraz delikatne drobinki, które tak naprawdę są niewidoczne, powodują jednak, że skóra lekko się mieni, jest taka promienna, wydaje się zdrowsza. Bardzo efektowne w codziennym makijażu a co najważniejsze wygląda naturalnie.  Krycie nie jest na poziomie makijażu scenicznego, w mojej opinii jest jednak wystarczające dla skóry z problemami o średnim nasileniu.

Nie jestem w stanie wypowiedzieć się co do wydajności tego podkładu bo stosowałam go dość nieregularnie, wydaje mi się że opakowanie jest wystarczające na dwa do trzech miesięcy. Cena produktu waha się pomiędzy 30 a 40 zł w zależności od ofert.   
Jedynym minusem jaki dostrzegam jest dość mocny zapach produktu, który mnie przeszkadza, zwłaszcza rano gdy jestem zaspana i wszystko mnie drażni. Jednak jest to kwestia mocno indywidualna.

Podkład jest zapakowany w pojemnik o gramaturze 30 ml z pompką, jest stosowny do użytku przez
24 miesiące po otwarciu.

Wykorzystałam ten produkt do ostatniej kropli i nie wykluczam, że wiosną będę miała ochotę do niego wrócić.  Jest to produkt wart przetestowania.

poniedziałek, 2 lipca 2012

:)


Jeszcze taka mała dygresja. Właśnie wróciłam z wizyty z automatem z jedzeniem i co nie dość, że wrzuciłam do nie go moje ostatnie drobne to w dodatku butelka upragnionej wody w mojej zablokowała się w szufladzie i koniec ani do przodu ani do tyłu. Czy mnie się zawsze muszą przytrafiać taki rzeczy …..  

Mała przerwa bo zaraz zwariuję albo usnę lokując swój policzek na klawiaturze.



Dziwne jest dla mnie dzisiejsze przed południe. Wczoraj wszyscy świętowali lub też nie zwycięstwo Hiszpanii, tak czy inaczej nasz kraj wrzał z emocji. Ja oczywiście też zwłaszcza, że w pierwszej połowie trzymałam kciuki za Włochów, a w drugiej za Hiszpanów. Tym czasem dziś rano ciśnie spadło, jeśli chodzi o emocje sportowe to jedni smucą się, że już po Mistrzostwach a inni cieszą się że Olimpiada w Londynie już jest na półpiętrze i za chwilę zaczną się nowe dla co poniektórych jeszcze większe emocje.  Jeszcze w tej materii pragnę przypomnieć, że właśnie trwa Wimbledon i jest za kogo trzymać kciuki. Ja ze swojej strony bardzo bym chciała być na kortach Wimbledonu w białej garsonce może nie koniecznie z lnu, bo była bym z pewnością koszmarnie wymięta, zajadając truskawki ze śmietaną. Ach piękna wizja Londynu latem, parków, ogrodów i ryby z frytkami i kto wie może nawet zimnego białego wina. Szkoda, że nie mogę przenieść się tam teraz.  Kończę moją rozmarzoną przerwę, szybka kawa i wracam do pracy. 

niedziela, 8 stycznia 2012

Wiem dawno nie pisałam

Dawno nie pisałam. Niestety dużo też nie biegałam ostatnio ale nie jest najgorzej. Na siłowni byłam dopiero w czwartek i wpadło tylko cztery kilometry plus piętnaście minut wspinania się na schody których niestety nie wliczam do dystansu. Dodatkowo w piątek byłam na zajęciach pod nazwą FAT Burner i powiem że jakoś przetrwałam wydawało mi się że nie było tak źle więc wrzuciłam jeszcze dwa kilometry na bieżni ale za to poczułam w sobotę i dziś. Mam zakwasy o matko. A moje nowe postanowienie noworoczne to co najmniej raz w tygodniu wrzucić jakiś fitness. Może uda mi się częściej. Tak naprawdę jest to konieczne ponieważ na ćwiczenie na siłowni jakoś się nie nadaje. Mogę biegać ale pozostałe urządzenia i ludzie na nich ćwiczący mnie onieśmielają. W ostatnim czasie zdarzają mi się też sporadycznie łyżwy więc staram się być w ruchu. jednak to trochę mało. Dlatego od dziś ćwiczenia na brzuch, koniecznie codziennie bo mam wrażenie że mam kosmiczną oponkę.
Licznik wygląda następująco: dziś dodaje 6 km ( mało L) i w sumie przebiłam już 113,5 km w tym 32 zielone kilometry zatem do celu pozostało mi 1636,5 km.