Jutro, rozpoczyna się Wielki Post. Nie chcę w tym miejscu rozpisywać się nad znaczeniem tego czasu w kontekście wiary. Uważam, że to każdy powinien sam dla siebie wypracować i okazywać według własnych potrzeb.
Ja dziś posłużę się 40 dniami dla wyznaczenia sobie wyzwania. Wyzwania zarówno w odniesieniu do ducha, jak i do ciała. Ogłaszam czterdzieści dni doskonalenia siebie i polecam każdemu.
Po pierwsze postanawiam nie jeść pieczywa, żółtego sera, słodyczy i smażonych produktów, postaram się też unikać gazowanych napojów.
Po drugie zamierzam ćwiczyć cztery razy w tygodniu.
Po trzecie zamierzam pracować nad swoim rozwojem zawodowym cztery godziny dziennie (zamierzam się uczyć)
Po czwarte, cztery razy w tygodniu zamierzam uczyć włoskiego.
Taki mam plan na najbliższe czterdzieści dni. Postulatów w prawdzie mam więcej. Ujawniam tylko te główne.
wtorek, 17 lutego 2015
niedziela, 15 lutego 2015
Być, kochać i naprawdę zwariować
Bycie dorosłym człowiekiem nie jest zbyt mądre. Jednak tak
się poukładało, że nie mamy na to wpływu. A jak nie mamy na to wpływu to jakoś
należy się z tym zmierzyć tylko jak to zrobić godnie. Jak to zrobić tak my móc
patrzeć w lustro i rano wychodzić z domu z podniesioną głową? Jeszcze tego nie wiem, jednak staram się nad
sobą pracować a co za tym idzie staram się walczyć ze sowimi słabościami. I nie
bójmy się tego nazwać pracować nad swoją mniejszą i większą głupotą.
Największą moją głupotą jest to że w wieku dwudziestu ośmiu
lat zakochałam się. A jak to z uczuciami bywa nie wiem czy we właściwej osobie.
Z uczuciami jak inwestycjami chcemy by trafiały do właściwych podmiotów oraz by
miały przyszłość. Ja co do mojej inwestycji mam wiele wątpliwości. Poczynając
od zbyt rzadkich spotkań przez słaby kontakt po przyszłość. Jaką przyszłość
chyba tylko tą którą sama sobie wyobrażam.
Wiem że relacje ludzkie wymagają pracy, wymagają zaangażowania i
cierpliwości. Wiem jednak też że na początku powinno być namiętnie i powinniśmy
o siebie zabiegać. I owszem nie możemy się od siebie oderwać jednak mam
wrażanie, że to tylko ja o niego zabiegam i tylko ja się staram. Z drugiej jednak strony on tak pięknie mówi. Tylko co
jest ważniejsze słowa czy czynny?
Wychodząc z zagadnienia dyplomatycznie trzeba by powiedzieć, że jedno i drugie jest ważne. Dzięki słowom
czujemy się potrzebne, do cenione i może nawet czasem kochane. Dzięki czynom
czujemy się uwielbiane, kobiece i porządne. Co jeżeli słowa mijają się z
czynami? Oraz czyny z czynami? Najgorzej.
I teraz tak. Czas przyznać się przed sobą. Jestem na to już
pewnie za stara (nie chodzi o wiek a dopuszczalność pewnych zachowania) ale
jestem zakochana. Do każdego słowa dorabiam sobie ideologie, każdego smsa
interpretuje trzy razy (co najmniej), tęsknie tak że aż mnie skręca ale muszę
sobie uświadomić że on nie ma tak. Muszę mówić mu wprost czego oczekuje i przed wszystkim nie mogę
przesadzić.
Chyba nie tylko tak mam ale bardzo bym chciała by on tak
miał by chciał cały czas przymnie być.
Subskrybuj:
Posty (Atom)