wtorek, 17 lutego 2015

Na najbliższe 40 dni - 40 dni doskonalenia siebie

Jutro, rozpoczyna się Wielki Post. Nie chcę w tym miejscu rozpisywać się nad znaczeniem tego czasu w kontekście wiary. Uważam, że to każdy powinien sam dla siebie wypracować i okazywać według własnych potrzeb.

Ja dziś posłużę się 40 dniami dla wyznaczenia sobie wyzwania. Wyzwania zarówno w odniesieniu do ducha, jak i do ciała. Ogłaszam czterdzieści dni doskonalenia siebie i polecam każdemu.
Po pierwsze postanawiam nie jeść pieczywa, żółtego sera, słodyczy i smażonych produktów, postaram się też unikać gazowanych napojów.
Po drugie zamierzam ćwiczyć cztery razy w tygodniu.
Po trzecie zamierzam pracować nad swoim rozwojem zawodowym cztery godziny dziennie (zamierzam się uczyć)
Po czwarte, cztery razy w tygodniu zamierzam uczyć włoskiego.

Taki mam plan na najbliższe czterdzieści dni. Postulatów w prawdzie mam więcej. Ujawniam tylko te główne.

niedziela, 15 lutego 2015

Być, kochać i naprawdę zwariować

Bycie dorosłym człowiekiem nie jest zbyt mądre. Jednak tak się poukładało, że nie mamy na to wpływu. A jak nie mamy na to wpływu to jakoś należy się z tym zmierzyć tylko jak to zrobić godnie. Jak to zrobić tak my móc patrzeć w lustro i rano wychodzić z domu z podniesioną głową?  Jeszcze tego nie wiem, jednak staram się nad sobą pracować a co za tym idzie staram się walczyć ze sowimi słabościami. I nie bójmy się tego nazwać pracować nad swoją mniejszą i większą głupotą.
Największą moją głupotą jest to że w wieku dwudziestu ośmiu lat zakochałam się. A jak to z uczuciami bywa nie wiem czy we właściwej osobie. Z uczuciami jak inwestycjami chcemy by trafiały do właściwych podmiotów oraz by miały przyszłość. Ja co do mojej inwestycji mam wiele wątpliwości. Poczynając od zbyt rzadkich spotkań przez słaby kontakt po przyszłość. Jaką przyszłość chyba tylko tą którą sama sobie wyobrażam.  Wiem że relacje ludzkie wymagają pracy, wymagają zaangażowania i cierpliwości. Wiem jednak też że na początku powinno być namiętnie i powinniśmy o siebie zabiegać. I owszem nie możemy się od siebie oderwać jednak mam wrażanie, że to tylko ja o niego zabiegam i tylko ja się staram. Z drugiej  jednak strony on tak pięknie mówi. Tylko co jest ważniejsze słowa czy czynny? 
Wychodząc z zagadnienia dyplomatycznie trzeba by powiedzieć,  że jedno i drugie jest ważne. Dzięki słowom czujemy się potrzebne, do cenione i może nawet czasem kochane. Dzięki czynom czujemy się uwielbiane, kobiece i porządne. Co jeżeli słowa mijają się z czynami? Oraz czyny z czynami? Najgorzej.
I teraz tak. Czas przyznać się przed sobą. Jestem na to już pewnie za stara (nie chodzi o wiek a dopuszczalność pewnych zachowania) ale jestem zakochana. Do każdego słowa dorabiam sobie ideologie, każdego smsa interpretuje trzy razy (co najmniej), tęsknie tak że aż mnie skręca ale muszę sobie uświadomić że on nie ma tak. Muszę mówić mu wprost  czego oczekuje i przed wszystkim nie mogę przesadzić.

Chyba nie tylko tak mam ale bardzo bym chciała by on tak miał by chciał cały czas przymnie być.